sobota, 22 września 2012

Ścisły umysł marzyciela i orbitale antywiążące w sercu

Ktoś mądry powiedział (kojarzy mi się z Pratchettem, ale nie chciałabym popełnić błędu), że szkoły to niezwykłe miejsca. Ludzie przychodzą do nich, myśląc że wiedzą wszystko. Wychodząc ze szkoły mają wrażenie, że nie wiedzą nic. Stąd ciekawy wniosek: Wiedza jest suszona i magazynowana w szkołach.
Mnie moja szkoła zmieniła. Byłam bardzo nieogarniętą osobą, inteligentną, ale mało konkretną. Tymczasem jakoś stępiłam swoją wrażliwość, twórczość. Wszystko u mnie teraz jest takie proste, klasyczne. Nienawidze czytać rozważań filozoficznym, stałam się umysłem ścisłym, ale jakoś nie zauważyłam, aby mnie to jakoś szczególnie męczyło.
Czekam aż ten okres się skończy. Bo jeszcze jestem nikim i to mnie męczy. I jakoś wszystko jest, bo jest. Przestałam się zastanawiać po co, dlaczego i dla kogo. Wszystko co jest ponad to, co akceptuję i przyjmuję do swojej wiadomości, niesamowicie mnie irytuje. Potrzebuję kogoś kto mnie pocieszy. Ale mądrych gadek o sensie Wszechświata i o tym, że najważniejsi są inni ludzie bo <tu referat> nie zniosę.
Twisted logic. Wszędzie. Im bardziej czytam o świecie, o antyneutrinach i elektronach niewiążących, tym mniej wierzę w cokolwiek.
Pusty umysł ścisły, który wyrósł z takiej okropnej marzycielki, która traci rozum na widok faceta, któremu powierzyła serce.
Taa, moje serce i jego szalone wloty. Florence Welch śpiewa
Cause I am done with my graceless heart
So tonight I'm gonna cut it out and then restart 
a ja jakoś nie mam zamiaru. Mimo wszystkich wątpliwości, wszystkich demonów dnia codziennego, wszystkich źle rzuconych słów, jeszcze nie mam ochoty pozbyć się nagromadzonych w sercu problemów. Jest mi z tym ciężko i bardzo chcę aby jakiś Książę Piekny z Bajki wziął mnie w ramiona i pocieszył, potwierdził, że kiedyś wszystko będzie dobrze. Ale to moje demony, moje wątpliwości. I je trzymam, choćby mnie miały za parę dni zjeść żywcem, a kości podpalić na Stepach Akermańskich. 
Cierpię na niedostatki koronkowych ubrań, pieniędzy, ładnych chłopaków, czasu na spotkanie z przyjaciółką, ale kiedyś może się ułoży. 
Bo przecież bywało gorzej. 
I może i jeszcze będzie gorzej.
Nie nazwałabym tego nadzieją, nadzieja ma strasznie biblijny wydźwięk. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz