środa, 12 września 2012

To tylko śmieci

Tyle drobnych pojedynczych szpilek. Tyle niby błahych spaw, ale z dnia na dzień zdaję sobie sprawę, jak bardzo te szpileczki odrywają mi rozum, poczucie czasu, humor, pewność siebie, nadzieję i cierpliwość od siebie. Jak bardzo rozrywają mnie na kawałki. Drobne sprawy, dzięki którym nie mogę się czuć szczęśliwa (przez które?). Niby nie można umrzeć od własnych myśli, ale oszaleć już tak. Nim się obejrzę zostanę rozłożona na atomy przez szpileczki, igiełki i agrafki. Jestem zabiegana, jeeej. Przez to zabieganie nie czuję, że jestem niewyspana. Maskuję bardzo niskie ciśnienie i bóle głowy kofeiną. Ale to tylko do maja, potem przez trzy tygodnie będę spała. Muszę pokonać granice swojej wytrzymałości (brzmi to jakbym planowała zdobyć ośmiotysięcznik, hej!). Tylko się trzymać. I przestać uprawiać filozofię. I uodpornić na igiełki.
Ale ciężko jest się uodpornić na igiełki, kiedy nagle ktoś przychodzi z kilofem i rozrywa mi serce na kawałeczki. A ja latam po całym bożym świecie, zbieram rozrzucone siłą uderzenia kawałki i próbuję na nowo je ukoić. Nie lubię takich niespodzianek.
Nie po to odpoczywałam od pewnych ludzi, aby spotkać ich w najmniej przewidywalnym momencie dnia, w co prawda, przewidywalnym miejscu (bo tych ludzi, a właściwie jednego ludzia najczęściej widziałam tam). Ja się nie bawię w takie chore gry. Nie wiem z kim, z Bogiem, czy z chochlikami czy z przeznaczeniem (w żadną rzecz nie wierzę, khy khy). Ale to dziwne, bo ja naprawdę chcę odpocząć. Bo rana ciągle drapana, podrażniana różnymi materiałami nigdy się nie zagoi.
Nie potrafię nienawidzić, ale jak kocham, to uczucie mnie niszczy. Więc albo schodzę czym prędzej z miejsca rażenia (taaak, właśnie tego nie zrobiłam - pozwoliłam sobie na możliwie jak najdłuższy kontakt z Panem Stresującym), albo gram zimną sukę, w sensie. WTF JA GO NIE ZNAM. Bo i tak można, do momentu. Do momentu pierwszego kontaktu wzrokowego. Bo jak zachować spokój, pełnię władz umysłowych i zdolność do rozwiązywania zadań z wzorami skróconego mnożenia, kiedy taki KTOŚ się chamsko i z przesadnym uśmiechem na mnie patrzy. Nie umieeeeem. Przywiązałam się do niego. Szczerze, zawsze szybko mi przechodziło. Miesiąc odosobnienia, nie myślenia wystarczył.
Następnym razem może być lepiej.
Bo dla niego wizyta tutaj to powrót na stare śmiecie, sentymentalne bzdury. Miejsca, które wspomina się z łezką w oku. W których zostawiło się wspomnienia i tylko wspomnienia. Dla mnie to nie śmieci, ja muszę dalej zmagać się z nimi i myśleć, że coś jeszcze zostało normalnego w moim życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz