wtorek, 7 sierpnia 2012

Stary i wspomnienia

Wzięło mnie na rozmyślania, bo dzisiaj przejeżdżałam koło mojej szkoły, wrócę do niej trzeciego września, ale naprawdę... Dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, jak JA OGROMNIE JĄ KOCHAM. Tak, kocham. To dobre określenie.
Każdy ma takie miejsce, w którym czuje się nieco lepiej. I choćby waliło się i paliło i wszystkie kosmiczne siły zawarły koalicję przeciwko tobie, bliskość tego miejsca wzrusza. I pozwala się cieszyć, bo HEJ jestem tutaj.
Ile ludzi - tyle opinii o tej szkole, ale ja ją kocham. Kocham całym serduszkiem. Ale z kochaniem jej było jak z przystojnym chłopakiem. Mijasz go codziennie, jakby ktoś cię zapytał o to. "Tak. Jest ładny. Ale nie dla mnie". Zaprzeczasz, ale potem nagle pach! I toniesz, nad tobą trzy metry wody. Ciężko się wynurzyć, choć jeszcze kilka tygodni wcześniej stąpałaś po lodzie. Nie zdawałaś sobie sprawy z kruchości tego lodu. Myślałaś, że swobodnie możesz się utrzymać, bo to nic takiego. Nie widziałaś tych okropnych morskich stworzeń i hybryd dla których to miejsce jest i domem, i piekłem. Nie zdawałaś sobie sprawy, że lód jest TAK kruchy i słaby. I nie zdawałaś sprawy sobie z własnej nieumiejętności pływania. Czasami jednak okazuje się, że w wodzie, otoczona tym wszystkim, też jest życie. A ze wszelkimi potworami, które do tej pory były elementem nocnego koszmaru, też można się zaprzyjaźnić. I z czasem pokochać. I... nie chce się wracać, tam. Trzy metry wyżej.  Bo już należymy to tego świata. To już nas pochłonęło.
Ostatni mój rok w tej szkole. Czasami naprawdę zadroszczę mojej Mamie, która miała prawo (tak właśnie: prawo!) chodzi tam cztery lata.
Ile ludzi - tyle opinii. Słyszałam już różne. Zacznijmy od mojej Mamy. Podobno w "jej czasach" jak się spotykało bardzo oryginalnie ubranego człowieka, wiadomo było, że chodzi tam. Nie zmieniło się to. Ale naprawdę kocham tę wybuchową mieszankę ludzi. Kujony, hipsterzy... A wszyscy przy tym wykazują jakąś solidarność, mimo że normalnie przyklasnęli by na pomysł wbicia ostatniej szpilki w serce. Takie życie, tacy ludzie. Jak ich nie kochać?
Nadal, kiedy jestem na zakupach gdzieś z moją mamą i spotykam kogoś znajomego. "Ta dziewczyna chodzi do mojej szkoły" "To widać". Dziękuję.

Sporo miesięcy w tej szkole spędziłam, ale uprzedzę, nie czuję się ekspertem od niej. Wszystko co opisuję, opisuję w sposób obiektywny.
Atmosferę w tym miejscu tworzą uczniowie. Naprawdę, pierwszego dnia po rozpoczęciu byłam zdumiona tym, jak zupełnie mi obcy ludzie, których nigdy w życiu nie spotkałam (albo spotkałam na zasadzie w kolejce w Tesco), potrafią wytworzyć tak magiczną atmosferę, w którą dosłownie się wchłonęłam. Skrajni indywidualiści, ludzie z mocnymi nogami i twardą dupą, ludzie mający poglądy, walczący aby mieć „jakąś” przyszłość. A jeśli taki nie jesteś, spokojnie, ta szkoła Cię ukształtuje. Ukształtuje w sposób niezwykły. Bo nie zabierze Ci Twojej indywidualności, ale ją podbuduje. Nauczy otwartości, tolerancji, odpowiedzialności za słowa, a doświadczenie zdobyte w tej szkole jest cenne. Wydawać by się mogło, że taka mieszanka ludzi o skrajnych poglądach, z poczuciem wysokiej wartości siebie, mających poważne życiowe plany, kiedyś eksploduje. I eksploduje każdego dnia, a eksplozje nadają rytm, nadają siłę tym starym murom.
Oj! Gdyby te mury umiały mówić, ile by ciekawego opowiedziały! Czasami zastanawiam się jak o tego nadmiaru informacji nie pękną. One jednak dzielnie wytrzymują potoki słów o mitozie, termodynamice i dynastii Habsburgów. I nie są zmęczone.

Ta szkoła jest czymś więcej niż szkołą. Nie chcę używać określeń, że ta szkoła to "opoka" w smutnym i szarym świecie, bo bym skłamała. Bo sama mam dni, że jej NIENAWIDZĘ i mam dziwne pomysły, w mojej głowie pojawia się śmieszny film, gdzie zapalniczki i coś łatwopalnego grają główne role. Ale nie. Za wiele zawdzięczam tej szkole, aby coś jej zrobić. Bo powiedzcie mi czy w którejś innej szkole uczniowie umawiają się na facebooku, aby na głównej przerwie stanąć ogromną grupą w holu przed sekretariatem i tańczyć kankana? Czy znacie szkołę, gdzie uczniowie śpiewają całą gromadą, schodząc ze schodów z ostatniego piętra w czasie przedświątecznym "all I want for Xmas is you"? Czy znacie szkołę w której uczeń zwiewa ze szkoły na minutę przed swoim terminem matury ustnej z polskiego i szukają go nauczyciele, rodzice, policja? Znacie jakiegoś nauczyciela, który do czyszczenia tablicy używa mieszaniny alkoholi, którą sam zrobił? Znacie szkołę, w której po dzwonku na przerwę piętnastominutową korytarze świecą pustkami, bo 3/4 ludu wybywają na palarnię albo do Lidla mimo że jest zakaz? A to tylko ułamek procenta z powodów, dla których ta szkoła (dla mnie) jest magiczna.

Zostawiłam w tej szkole kawał serca. I da się przeżyć, że na matematyce wypadają okna z ram, a niektórzy nauczyciele traktują cię jak ostatniego debila i próbują ci coś udowodnić, i rzucają nonsensowne frazesy "jak coś się nie podoba, to wiecie gdzie jest sekretariat", bo ta szkoła jest jak sinusida. Albo jest super, że się wznosimy pod chmury, albo tak dennie, że nie wiemy co powinno się zrobić. Ale jest jednak znacznie więcej tych dobrych chwil. Im dłużej chodzę do tej szkoły, tym mniej rzeczy mnie dziwi. Ta szkoła nie tylko ma za zadanie „wykształcić” ale i „nauczyć”.
Osobiście: uwielbiam tę szkołę. Uwielbiam dziedziniec z drzewami, murkami do siedzenia. Z Lidlem w pobliżu. Z hałasem dochodzącym z ulicy, z zapachem spalin, z muzyką z radiowęzła, z ludźmi, ze wszystkim.
 I o.  Każdy absolwent mógłby o nim napisać pokaźną książkę a i tak nikomu z nich nie udało by się opisać chociaż w połowie tego, jaka ta szkoła jest. A nawet jeśli: czy warto? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz